środa, 22 czerwca 2011

Andrzej Jagodziński:
„Muzyka powinna być na żywo.
Sztuka powinna być na żywo.”

Andrzej Jagodziński Trio, fot. Tomasz Kwiatkowski
Eliza Celoch: Jak gra się muzykę klasyczną nieklasycznie? Jak tłumaczy się romantyzm Chopina na język jazzu?

Andrzej Jagodziński: Nie potrafię grać klasycznie. Na fortepianie zawsze grałem amatorsko. To nigdy nie było granie profesjonalne. W klasie innego instrumentu (waltornia) ukończyłem Akademię Muzyczną. Na fortepianie zawsze grałem dla przyjemności. Przeważnie Bacha i Chopina. Jak gra się muzykę klasyczną nieklasycznie? To pytanie, na które nie wiem, czy jest odpowiedź. Istnieje takie pytanie, co to jest swing. Jak ktoś gra i słuchanie wciąga, to to jest swing. A jeśli ktoś gra Chopina i to go wciąga i jeśli dwa światy: wykonawcy i słuchaczy przenikają się, to to jest piękne.

Ja ukułem na własny użytek teorię. Mianowicie, żeby dobrze wykonać Chopina, trzeba być jazzmanem. Są takie wykonania, że na sto procent swingują. Na przykład Rubinstein. Ten wybitny pianista często jeździł po świecie z wykładami. Zawsze zauważał, że z Chopinem wykonawcy mają problem. O jakości muzyki decyduje tu talent do improwizacji. Muzykę Chopina można zagrać na sposób jazzowy. Te nuty można zagrać zupełnie inaczej. Można tchnąć w nie życie. Glenn Gould, pianista wybitny, genialny interpretator Bacha, najlepszy interpretator Wariacji Goldbergowskich nagrał "Sonatę h-moll" Fryderyka Chopina. Zagrał ją w sposób kompromitujący, po Bachowsku. Ten genialny pianista nie miał duszy słowiańskiej.

Chopin, Rachmaninow, Skriabin stoją obok głównego nurtu - muzyki niemieckiej. Żeby dobrze wykonać Chopina, trzeba traktować nieco inaczej nuty Chopina, adaptować je do swojej osobowości, interpretować je tak, jak dyktuje wrażliwość.

E.C.: Lubi Pan Rafała Blechacza?

A.J.: Nie gra tak, jak lubię.

E.C.: A Marthę Argerich?

A.J.: Tak.

E.C.: Wiedziałam. To są emocje...

A.J.: Jazzman zawsze nauczy się grać muzykę klasyczną, a klasyk nie zawsze nauczy się grać jazz. Bycie jazzmanem to bycie kompozytorem. Często słucham różnych kompozytorów muzyki klasycznej. Taką wiecznie błyszczącą perłą jest Mozart. Jerzy Semkow - wybitny polski dyrygent napisał: "Zarówno Mozart jak i Beethoven spotkali się na szczytach osiągnięć ludzkości, tylko że Beethoven dotarł tam po wielkim ludzkim znoju, natomiast Mozart znalazł się tam, bo zstąpił z nieba."

Muzyka Mozarta jest idealna, doskonała. Jakby się sama napisała.

E.C.: Lubi Pan Jacquesa Loussiera grającego na jazzowo Bacha?

A.J.: Nie. Tam jest za dużo jazzu. Najpierw jest Bach, potem blues. Wg mnie jeżeli zajmujemy się muzyką klasyczną z punktu widzenia jazzmana, to również powinniśmy improwizować w sposób spójny z tematem – w przypadku improwizacji na temat muzyki Chopina - zgodnie z idiomem Chopinowskim zawartym w tej muzyce. Moim zdaniem nie wolno używać wtedy współczesnych skal, pochodów, świetnych, ale nieadekwatnych. Żeby to korespondowało z tematem, musimy używać środków z danej epoki. Jazzowa improwizacja na temat Bacha powinna być polifoniczna.

E.C.: Ale to byłoby bardzo trudne.

A.J.: Zgadza się. Ale żeby to było chociaż jakieś fugato.

E.C.: Improwizacja nieścisła...

A.J.: Tak. Spójrzmy na Schoenberga. Jego wczesne kompozycje nie były dodekafoniczne, ale zupełnie klasyczne. Świadczą o dogłębnej znajomości warsztatu.

Jeśli improwizujemy jazzowo, tworzymy w obrębie harmonii dur-moll, poruszamy się w obszarze pewnych schematów. To jest trudniejsze niż taka free improwizacja polegająca na czerpaniu ze skali dwunastotonowej. Jeśli od czegoś odchodzimy, to musimy wiedzieć, od czego.

Za życia Bacha improwizowano zresztą na szeroką skalę. Każdy muzyk wtedy improwizował.

E.C.: Czasy basu cyfrowanego...

A.J.: Natomiast aż do czasów Chopina pianista musiał zaimprowizować kadencję w koncercie fortepianowym na temat z pierwszej części. Dzisiaj się tego już nie praktykuje.

E.C.: To prawda. Kadencja jest zapisana.

E.C.: Koncertował Pan ze swoim zespołem na całym świecie – w Meksyku, na Syberii, w Argentynie, Chinach, Libanie, w Izraelu. Grał Pan w Sali Wielkiej Konserwatorium w Moskwie i... w parku w Chicago. Co Pan myśli o obecnych dziś w sztuce tendencjach do burzenia dystansu scena-widownia zaznaczających się także we współczesnym teatrze? Co Pan sądzi o graniu w plenerze? I czym jest dla Pana idea Święta Muzyki?

A.J.: Święto Muzyki to dzień, w którym zarówno zawodowiec jak i amator może muzyką publicznie wyrazić to, co chce. I to jest wspaniałe. Sam brałem udział w Święcie Muzyki w samym Paryżu, w którym narodziła się ta idea. Graliśmy na dziedzińcu muzeum z Januszem Olejniczakiem. Bardzo miło to wspominam.

E.C.: Co Pan myśli o powstaniu w Warszawie jedynej w swoim rodzaju dzielnicy muzycznej - Kwartale Muzycznym? Jak Pan go sobie wyobraża? Czy popiera Pan tę inicjatywę?

A.J.: Kwartał Muzyczny to świetny pomysł.

Dla muzyka bardzo ważny jest kontakt z publicznością. Pierwsze kluby jazzowe były ciasne, zatłoczone. Pianista czuł na plecach oddech słuchacza.

Dobrym przykładem jest Szwecja, w której w restauracjach powyżej pewnej ilości miejsc obowiązkowo musi być zatrudniony muzyk. Działania fal dźwiękowych nie zastąpi głośnik. Muzyka powinna być na żywo. Sztuka powinna być na żywo.

"Nie zastąpi już obcowania ciał obcowanie dusz" - śpiewał Kabaret Starszych Panów. Podczas słuchania muzyki ważny jest ten kontakt fizyczny, realny. Nie wirtualny, jak wtedy, gdy słuchamy muzyki nagranej.

Jak najbardziej popieram tę ideę. Obszar, na którym znajduje się UMFC i Muzeum Fryderyka Chopina jest idealny do jej realizacji. Wiele rzeczy mogłoby się odbywać w zaułkach Foksal - Ordynacka. Kwartał Muzyczny znacząco wpłynie na podnoszenie wrażliwości na muzykę wśród społeczeństwa.

rozmowę przeprowadziła
Eliza CELOCH

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz