wtorek, 30 sierpnia 2011

Pawilony Nowy Świat
partnerem Kwartału Muzycznego



Pawilony Nowy Świat – Centrum Kultury i Dyskusji (33 pawilony na tyłach ulicy Nowy Świat składające się z barów, pubów, knajpek i sklepów) są dobrze znane mieszkańcom ul. Smolnej i okolic. Wielu bywalców docenia Pawilony jako miejsce wyjątkowe nie tylko w skali Warszawy, ale Polski i stolic europejskich. Uważamy, że jest to wartość, którą należy kultywować. Po lipcowym spotkaniu z Jarkiem Chołodeckim, Tomaszem Kwiatkowskim oraz Arturem Filipem nowy Zarząd spółki zarządzającej Pawilonami Nowy Świat (spółki o wdzięcznej nazwie z lat ’70 ubiegłego wieku – Zespół Budowy i Administracji Pawilonów Rzemieślniczych Nowy Świat Sp. z o.o.) w składzie Krzysztof Odziński, Robert Kowalski i Paweł Ryszkowski, jest bardzo zadowolony z bardzo bliskiej wizji i koncepcji działania Pawilonów, Stowarzyszenia Smolna i Kwartału Muzycznego.

Pisząc, że ‘kulturę tworzy się nie tylko w galeriach i muzeach’ chcemy wspierać dążenia artystów i muzyków do promocji street artu, muzyki i sztuki ulicy w przestrzeni publicznej. Kwartał Muzyczny jest wspaniałym pomysłem na rozwój nie tylko pawilonów, ale i ważnej części centrum Warszawy. Jesteśmy niezmiernie zadowoleni z dołączenia do projektu “Kwartał Muzyczny” i widzimy w nim wiele spójnych, wspólnych elementów z nową strategią rozwoju pawilonów. Będąc zagłębiem klubowym Warszawy i będąc de facto w samym centrum Kwartału Muzycznego, Pawilony idealnie wkomponowują się w projekt kwartału. Uważamy, że jest to pierwsza pozytywna oddolna koncepcja rozwoju zagospodarowania terenu kwartału posiadająca ogromny potencjał dla rozwoju centrum Warszawy w miejsce tętniące energią, życiem i kulturą – zarówno kulturą wyższą, jak i alternatywną. Przeistoczenie naszego kwartału w miejsce, gdzie zewsząd brzmi muzyka i gdzie mają miejsce oddolne inicjatywy umilające nam życie, przyciągające turystów, wspierające muzyków i przedsiębiorczość jest dla nas niezwykle istotne. Zagospodarowanie tego terenu powinno być podyktowane potrzebami wszystkich osób w nim żyjących i funkcjonujących, jak i potrzebą rozwoju centrum Warszawy w europejską metropolię kultury. Koncepcja Kwartału Muzycznego zasługuje na dokładne przyjrzenie się tej inicjatywie nie tylko przez władze miasta i dzielnicy, ale przede wszystkim mieszkańców, przedsiębiorców i organizacji funkcjonujących w kwartale. Jako spółka zarządzająca pawilonami, jak i same pawilony, dołożymy starań, aby rozwijać naszą działalność, wizerunek oraz podejmować inicjatywy i wspierać inicjatywy innych osób i organizacji dążących do rozwoju Kwartału Muzycznego. Tym samym, podpisujemy się pod deklaracją partnerską Warszawskiej Drogi Kultury i wspieramy rozwój Kwartału Muzycznego!

O Pawilonach Nowy Świat

Pawilony, kiedyś obsadzone przez drobnych rzemieślników, dzisiaj przeżywają swoją drugą młodość. Są miejscem spotkań, dyskusji, muzyki, zabawy i odpoczynku. W ostatnich latach pawilony przeobraziły się w zagłębie klubowe stolicy. Niewiele miejsc w centrum Warszawy jest tak popularnych wśród studentów, młodych (i nie tylko!) warszawiaków, jak i turystów. Liczne publikacje wiodących magazynów i gazet z Polski, USA, i Wielkiej Brytanii oraz informacje o Pawilonach zamieszczone w przewodnikach turystycznych świadczą o tym, jak fajnym miejscem o unikalnym klimacie są Pawilony. Spontaniczny rozwój pawilonów został ostatnio ukoronowany licznymi wyróżnieniami, m.in. czytelników TVN Warszawa na najlepsze zagłębie klubowe w Warszawie, a jeden z najpopularniejszych europejskich blogów turystycznych Spotted by Locals uznał Pawilony za jeden z 99 najlepszych otwartych kompleksów barowych w Europie! Opublikowano liczne pozytywne artykuły opisujące walory pawilonów: w Newsweek USA, Guardian UK, Gazecie Wyborczej i innych mediach.

szczególnie wieczorami obszar Pawilonów wypełnia imponujący tłum

Co się ostatnio zmieniło w Pawilonach? Zdjęliśmy wszystkie kraty z pawilonów, ponieważ centrum Warszawy jest miejscem bezpiecznym i chcemy sprawiać pozytywne wrażenie. W lipcu w pawilonach miał miejsce Street Art Doping Festiwal 2012 – cztery grupy artystów z Niemiec i z całej Polski malowały murale na pawilonach. W czerwcu Pawilony wzięły udział w akcji Obudź Warszawę, i po raz pierwszy zorganizowano Święto Pawilonów dla ponad 5 tysięcy naszych bywalców. Kolejne zmiany już niebawem – malowanie pawilonów, stworzenie zewnętrznej ‘Galerii Pawilonów’ i wiele innych inicjatyw – również, mamy nadzieję, ze Stowarzyszeniem Smolna i okolicznymi organizacjami. 

opracowanie
Robert T. Kowalski

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

O muzyce, która sprowadza ludzi na wymarzoną płaszczyznę porozumienia
-rozmowa z Jarosławem Chołodeckim przeprowadzona przed Świętem Muzyki

Eliza Celoch: Roland Barthes w jednym ze swoich tekstów stwierdził: „Może na tym polega wartość muzyki: że jest dobrą metaforą”. Czym dla Pana jest muzyka?

Jarosław Chołodecki: Dla mnie muzyka jest pewnym formalnym zabiegiem, który sprawia, że w sposób intensywny uruchamia się obszar emocji, a to jest potrzebne do tego, by uruchomić intelekt. To przedpokój do tego, by się zmienić. Po drugie jest to świat pasji bardzo wielu osób. Muzyka towarzyszy im wszędzie, ale nie tworzy z nich społeczności. W mieście na ulicach można zauważyć wielu ludzi, którzy mają słuchawki na uszach. Zamykają się w świecie dźwięków. Stanowią tłum, ale słuchają muzyki w pojedynkę. Dzięki słuchawkom są odizolowani od rzeczywistości. A ryzykują życie, bo nie słyszą dźwięków ptaków, samochodów, konającej babci. To zbiorowe słuchanie muzyki nie tworzy społeczeństwa. To rozproszone atomy, a my chcemy stworzyć cząsteczki.

Ci ludzie stosują muzykę jak tabletkę na uspokojenie lub pobudzenie. Jest to instrumentalne traktowanie muzyki. Moim zdaniem muzyka może być użyta do budowania społeczeństwa. Owszem, znów dochodzi tu do używania muzyki, ale nie wstydzę się tego, że muzyka może być użyta do czegoś dobrego. Tak jak skalpel może służyć do mordowania lub pomagania ludziom.

Mieszkałem przez wiele lat w USA i poznałem tam pewien klub bluesowy. Woziłem tam również Polaków. Pamiętam ich wielkie zdziwienie. Klub bluesowy nie był wspaniały dlatego, że słuchało się w nim bluesa. Jego niezwykłość polegała na niepowtarzalnej atmosferze – ludzie czuli się tam jak jedna wielka rodzina. U nas w miejscu, w którym wielu ludzi słucha muzyki, nie wytwarza się między nimi żadna więź.

Opisuję to jako eksperymentator muzyczny – nie jestem muzykiem ani muzykologiem. Jestem konsumentem muzyki, animatorem społecznym, zajmuję się projektami społecznymi i doświadczenie, które zdobyłem, pomaga mi i stanowi dla mnie stały punkt odniesienia. Działanie jest dla mnie ważniejsze niż intelektualna synteza. Pewnie bardziej podświadomie niż świadomie odwołuję się do muzyki jako narzędzia, które sprowadza ludzi na wymarzoną płaszczyznę porozumienia.

Ludzie często w reakcjach na sztukę prezentują, powiedziałbym, bardzo długo ćwiczone postawy powściągliwe. A dźwięki uruchamiają pewne wspomnienia.

Kiedyś byłem świadkiem tego, jak pewna Amerykanka rozpłakała się na koncercie, słuchając Chopina. Później spytałem ją: Dlaczego Pani płakała? Okazało się, że na jej wzruszenie złożyła się suma różnych rzeczy. Muzyka, Chopin, wspomnienia z Warszawy. To była piramida przeróżnych skojarzeń. W efekcie Amerykanka była nieziemsko wzruszona. A wzruszenia są nam wszystkim potrzebne. One zmieniają. A każdemu potrzebna jest zmiana, odskocznia od tego, co robimy w sposób automatyczny, bezrefleksyjny.

W czasie najdłuższych urodzin pełniłem funkcję odźwiernego i przekonałem się, jak muzyka jest przerażająco potrzebna. Jest jak środek terapeutyczny, jak aspiryna. Jedna ze słuchaczek wyznała:

- Od dwudziestu lat nie zdarzyło mi się być tak szczęśliwą.

Nie ma chyba jednego syntetycznego określenia, czym dla człowieka jest muzyka.

E.C.: Czy mógłby Pan opowiedzieć o idei Święta Muzyki? Co się Panu w niej najbardziej podoba?

J.Ch.: Święto Muzyki zdaje mi się być wielkim happeningiem, wielką próbą przełamania takiego dziwnego uporu, stanu, w którym jesteśmy na coś nieprzygotowani. Święto Muzyki ma stworzyć przestrzeń, w której mogą się wyrazić ci, którzy jeszcze nie skończyli ostatniego semestru, nie dograli ostatniego akordu, ale dzielą się i radują tym, co już posiedli. Niezależnie od tego, czy jest to gra na fortepianie czy na grzebieniu. Tu nie ma żadnych warunków wstępnych. Chcesz? Graj! Gdzie? Gdzie chcesz. Po drugie jest to wyjście ze sztuką, żeby uświadomić nam wszystkim, jak ona zmienia świat.

Poczujemy smak miasta muzyki, gdy ona zabrzmi wieloma głosami i konwencjami. To będzie dla nas takie doświadczenie na chwilę, jakby to było, gdyby Warszawa naprawdę była jednym wielkim Świętem Muzyki.

Ludzie szukają różnych pretekstów do tego, by poczuć się lepiej. Można Święto Muzyki porównać do Nocy Muzeów. Oto muzea, które kojarzą się z naftaliną, starszą panią naraz stały się atrakcyjne nocą. Zwiedzanie o tej porze - prosty zabieg przestawienia akcentów, to wywołało entuzjazm. Ludzie wyszli na ulicę. Nie wierzę, że wszyscy jeździli do muzeów. Często wałęsali się, ale było to piękne wałęsanie się. Bez służb porządkowych. I było bezpiecznie. Nie słyszałem, by ktoś tej nocy kogoś zadźgał, by doszło do jakichś aktów gwałtu. Wydarzenia tego rodzaju co Noc Muzeów są dużym sukcesem. Dzieje się tak dlatego, że lubimy czuć się zaproszeni w sposób niezwykły.

Na Święcie Muzyki artystów nie będziemy widzieli w ich normalnych anturażach. Marzymy o tym, by oni wystąpili wręcz na ulicy. Wtedy zaistniałaby inna relacja uczestnik-wykonawca. Byłby to także pierwszy krok do przekonania w Warszawie wielu nieprzekonanych, że Warszawa jest wspólnym poletkiem. Miasto jest wytworem, który umożliwia kulminację, miejscem, w którym ludzie mogą się wymieniać, inspirować, tworzyć. Po to powstało miasto. Ale również tworzy ono pewne reguły postępowania. Święto Muzyki jest kolejną okazją do tego, żeby przyspieszyć proces takiego uszlachetniania miasta, podnoszenia jego walorów miejskich. To nie wystarczy, że ludzie mieszkają gęsto. Oni muszą się inaczej zachowywać. To niezwykle ważne.

Święto Muzyki to doskonała okazja do tego, by stworzyć... koalicję. Przy czym niczemu się nie podporządkowujemy. Święto Muzyki jest przykładem tego, jak można coś zrobić razem w drodze porozumienia, umowy bez sztywności organizacyjnej, sztabów. To będzie test na to, jak nam wychodzą koalicje. Często żeby je stworzyć, trzeba szukać przywódców, w ogóle budować strukturę pionową.

Tymczasem koalicja funkcjonuje wtedy, gdy potrafimy słuchać, używamy siły argumentu nie argumentu siły. W przypadku Nocy Muzeów to było proste. Muzea otwierane były nocą. W naszym przypadku jest dużo trudniej, bo my musimy zaprezentować wieczór muzyki. I to muzyki różnorodnej. Ale powinniśmy pochować różne uprzedzenia, sympatie. Musimy przekonać innych. Jesteśmy w trudnej sytuacji. To dobre szkolenie obywatelskie.

E.C.: Czy mógłby Pan opowiedzieć o działalności Stowarzyszenia Mieszkańców Ulicy Smolnej przejawiającego inicjatywę w organizacji Święta Muzyki?

J.Ch.: Organizowaliśmy najdłuższe urodziny Fryderyka Chopina. Powtórka była w kościele Wizytek. Organizujemy różne wydarzenia artystyczne. Dwa lata pracujemy nad projektem Kwartału Muzycznego. Święto Muzyki jest jego świetną promocją. To się składa, zazębia. Tak się składa, że w Święto Muzyki odbędzie się też święto naszej ulicy. Chcielibyśmy, aby każda kamienica była miejscem akcji. Na podwórkach usłyszymy jazz, rock'n'roll, muzykę ludową. Będzie inna akustyka, inne warunki uczestnictwa w sztuce w przestrzeni, która na co dzień nie kojarzy się ze sztuką.

E.C.: Czym jest Kwartał Muzyczny – jedyna w swoim rodzaju muzyczna dzielnica?

J.Ch.: Jeszcze go nie ma, jest w naszych marzeniach. Chodzi nam po głowie taki pomysł, żeby Warszawa, która została po wojnie dość chaotycznie zasiedlona, miała dopalacz aktywności w mieście. Sztuka sprzyja kreacji, bo sama jest kreacją, doszłoby więc do synergii kreacji (różne dziedziny sztuki). Powstałaby przestrzeń inkubacji artystycznych zachowań. Czasy, w których żyjemy niezwykle premiują to, co jest dziełem mózgu, a nie fabryki. Fabryka stała się symbolem dziewiętnastego wieku. To, co się liczy to to, co jest twórcze. Więc jeśli Warszawa ma być nowoczesną metropolią, musi być wietrzona sztuką. Przy czym jako miasto Chopina jest do tego szczególnie predestynowane. Obecnie Warszawa ma tyle samo mieszkańców, co przed wojną, ale jest trzy razy większa. Oczywiście nasze plany nie dotyczą całego miasta. Interesuje nas centrum, obszar, na którym znajduje się Instytut im. Fryderyka Chopina, Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina, Salonik Chopinowski na Smolnej, Foksal, na którym mamy zmasowanie klubów i restauracji, a który przed wojną był ulicą rozrywkową. Niczego tu nie wymyślam, nadaję tylko miano – Music Quarter. I nie ma możliwości, żebyś nie trafił na swoją muzykę, wszędzie będą różne style muzyczne.

W końcu dla warszawiaka będzie to też nowy symbol tego miasta. Będzie to miasto akcji, wrzenie świata. Istnieją na przykład miasta historii, kontemplacji, Warszawa jest raczej odbierana jako miasto-bohater.

Chciałbym, aby w ramach Kwartału Muzycznego nastąpiło radosne wyjście muzyków do ludzi. Według statystyk 84 % absolwentów Wydziału Instrumentalnego nie znajduje pracy. Absolwenci czują się spełnieni, ale to spełnienie nie pomogło im w znalezieniu pracy. Ważne jest to, aby uświadomić sobie, że muzyka to produkt, który można sprzedać. Ludzie grając, robią coś dobrego dla innych.

Tymczasem wykształcenie muzyczne kosztuje dużo pracy i pieniędzy. Są to studia, na których panuje bardzo wielka rywalizacja. Młodzi muzycy ćwiczą wiele godzin, zdają bardzo ciężkie egzaminy. Również sposób kształcenia prezentuje się w ten sposób, że na jednego profesora przypada kilku studentów, a czasem są to proporcje jeden na jeden. W muzyków zainwestowano więc wielką pracę i wielkie pieniądze. W efekcie absolwenci ci stają się najdroższymi bezrobotnymi. Nie pojawiają się nowe pomysły na stworzenie nowych orkiestr i teatrów, są raczej nowe pomysły na zamykanie orkiestr i teatrów. Świat nie chce się absolwentom Akademii Muzycznych godziwie zrewanżować za tę pracę, zapłacić za nią.

Wszystko to nie jest jednak „gadaniem pięknoduchów”. Jeśli dzięki powstaniu Kwartału Muzycznego uda się zatrudnić dwustu absolwentów, to będzie duże osiągnięcie.

E.C.: Muzycy grający w plenerze byliby swego rodzaju atrakcją turystyczną. W wywiadzie dla TokFm powiedział Pan: „Muzyka nie ma być tłem, ma być grana na żywo, ma uwodzić przechodniów i zapraszać, ma charakteryzować miasto, ma być dedykowana osobom słuchającym”. Muzyka wkomponowana w krajobraz: doznania estetyczne plus wartości poznawcze to dość nowatorskie zwiedzanie połączone z obcowaniem ze sztuką. Atrakcyjny mariaż kultury i turystyki – tego jeszcze nie było. Czy to początek jakiegoś nowego interesującego zjawiska? Czy będą powstawać jakieś inne projekty tego typu?

J.Ch.: To, co się zdarzy, niezwykle zdynamizuje układ. Obecnie podział ról w mieście jest dość przewidywalny. Dojdzie jednak do pewnych przesunięć.

Spójrzmy na przykład na Jandę. Założyła swój własny teatr i już jako aktorka nie musi dostosowywać się do reżyserów, dyrektorów, sama stała się dyrektorem, znalazła przestrzeń do artystycznego spełniania się.

Chcemy, aby Warszawa myślała o sobie jako o mieście wielkiej przygody, artystycznej prowokacji, a tak o sobie nie myśli. Artyści nie myślą o sobie jak o najważniejszych obywatelach. Biura podróży nie myślą o sobie jak o biurach w atrakcyjnym mieście Chopina.

A to my wygrywamy na perkusji rytm tego miasta. Powinniśmy je zmienić. Chodzi właśnie także o ten przełom w myśleniu. Gdyby udało się zrealizować ideę Kwartału Muzycznego, przedsiębiorcy, restauratorzy będą mogli myśleć o sobie nie jak o producentach schabowych, ale jak o mecenasach sztuki. Może dojdzie do tego, że taksówkarz, który przewozi obcokrajowców z lotniska, założy krawat i garnitur. Ubierze się tak na powitanie, specjalnie po to, by zawieźć turystę do miasta muzyki. Chcemy, aby Warszawa była miastem wabiącym muzyką.

Tymczasem nikt nie pomyślał, że na lotnisku, które nosi nazwę im. Fryderyka Chopina nie pada ani jedna nuta.

Ja bardzo liczę na to, że Music Quarter odmieni miasto. Marzyłbym o tym bardzo.

E.C.: Czy w przyszłym roku również odbędzie się Święto Muzyki? Czy będzie to stały punkt programu czerwcowych imprez kulturalnych w Warszawie?

J.Ch.: Jeśli tylko przyjdą słuchacze, naturalnie będzie to impreza cykliczna. W Paryżu podczas pierwszego Święta Muzyki na ulice wyszło trzy tysiące ludzi grających. Odtąd liczą się tam tylko dwa święta: zdobycie Bastylii i Święto Muzyki.

21 czerwca przygotować się muszą wszyscy: artyści, turyści, mieszkańcy Warszawy. Będziemy celebrować muzykę i muzyków.

rozmowę przeprowadziła
Eliza CELOCH

środa, 3 sierpnia 2011

Polski jazz - z brazylijskim rytmem

Tłumaczenie na podstawie tekstu opublikowanego w Chicago Tribune.
13 lipca, 2011 | Howard Reich | krytyk Sztuki

Piętnaście lat temu pewna wybitna polska wokalistka jazzowa wstąpiła do jednego z klubów w Chicago, gdzie w zachwyt wprawiło ją to co tam usłyszała: kuszące dźwięki wydobywane przez wyjątkowo uzdolnionego brazylijskiego wokalistę i gitarzystę.

Oboje artystów przeprowadziło się do Chicago ze względu na głęboko osadzoną historię tego miasta w jazzie, a teraz, patrząc wstecz, oboje wierzą, że to spotkanie było im przeznaczone.

W każdym razie nie ulega wątpliwości, że Grażyna Auguścik (która wychowała się w Polsce) i Paulinho Garcia (który rozpoczął karierę w swojej rodzinnej Brazylii) zaliczają się do najciekawszych jazzowych duetów wokalnych. Gdy razem śpiewają, mroczna wschodnioeuropejska muzyka doskonale łączy się ze słonecznymi dźwiękami Ameryki Południowej, a ich głosy harmonizują się w uniwersalnym języku jazzu.

„Zobaczyła jak grałem i chyba jej się spodobało” - mówi Garcia, który wraz z Auguścik zagra w czwartek koncert w klubie Katerina, zanim oboje wyruszą koncertować do Polski.

Auguścik wspomina: „Od razu wiedziałam, że nasze głosy będą do siebie pasować. To była po prostu intuicja.”

Po wydaniu trzech płyt i odbyciu kilku światowych tras koncertowych, ta para muzyków z Chicago stała się niezwykłym zjawiskiem nie tylko ze względu na melodyjne piękno ich twórczości, ale także z powodu wyciszonego nastroju ich muzyki, która bardziej przypomina szept niż krzyk, wabi i przyciąga słuchaczy, by mogli lepiej usłyszeć jej niuanse.

„Teraz, gdy minęło tyle lat odkąd razem śpiewamy” - dodaje Auguścik - „myślę o nas, jak o dwóch głosach w jednym ciele.”

Sam fakt spotkania się muzyka z Polski i Brazylii wynika z etnicznej natury miasta, które ich oboje przyciągnęło. W Chicago nieuniknione jest to, że ścierają się ze sobą nawet bardzo od siebie odległe kultury muzyczne, co prowadzi do nieoczekiwanych muzycznych efektów.

„Nigdy nie udałoby mi się spotkać takich muzyków jak Paulinho w moim (rodzinnym) kraju” - przyznaje Auguścik. „Może widziałabym ich na koncertach, ale nie miałabym szansy regularnie się z nimi spotykać i pracować i po prostu spędzać razem czas. To zdecydowanie klimat Chicago..."

„Gdy spotykamy się tu z ludźmi z różnych części świata, jesteśmy w stanie stworzyć coś, o czym nawet nie bylibyśmy w stanie pomyśleć w naszych własnych krajach.”

Garcia potwierdza te obserwacje:

„Wydaje mi się, że Chicago daje nam niezwykłe możliwości dzięki temu, że w tym jednym miejscu zbiera się tyle różnych kultur” - mówi. - „Daje nam to okazję do tego by popróbować różnych rzeczy i sprawdzić, co dobrze brzmi. W przypadku Grażyny i mnie okazało się, że brzmi to świetnie.”

Garcia twierdzi, że współpraca między nimi wywiązała się po części dzięki nieprzeciętnemu stylowi śpiewania Auguścik. Bo rzeczywiście jej głos niesie ze sobą niezwykłą płynność dźwięków – żadna inna wokalistka jazzowa nie brzmi tak jak ona. Gdy jej głos osiąga swoje najlepsze brzmienie, linie melodyczne płyną nieskrępowane pulsem rytmu i niezakłócone uderzeniami perkusji.

Natomiast sposób śpiewania Garcii w pełni oddaje rytm brazylijskiej muzyki, jej zrównoważoną dynamikę i spokojne przejścia między synkopami.

W wyniku połączenia tych dwóch głosów i po dodaniu czystego akompaniamentu Garcii na gitarze – otrzymujemy muzykę, która rozbraja słuchaczy już od pierwszych fraz.

A jednak nadal duet Auguścik-Garcia pozostaje ulubieńcem koneserów, uwielbianym przez znawców jazzu na całym świecie, jednak nie docenionym jeszcze przez szerszą publiczność na jaką zasługuje.

Ale to może się zmienić, przynajmniej do pewnego stopnia, gdy pod koniec roku duet wyda album, już nagrany, a obecnie miksowany: „The Beatles Nova”. Według wstępnych planów ma być on wydany w Stanach na jesieni, i jak nazwa sugeruje, będzie zawierał utwory Beatlesów wykonane w stylu brazylijskiej bossa novy.

Biorąc pod uwagę powszechną znajomość twórczości Beatlesów oraz uwodzicielski sposób, w jaki Auguścik i Garcia wspólnie ją zaprezentują, może to być repertuar, dzięki któremu chicagowski duet zyska większą publikę.

„Od pewnego czasu nosiłem się z tym zamiarem, gdyż Beatlesi mają bardzo dobry odbiór w Brazylii, wielu Brazylijczyków uwielbia ich piosenki wykonane w brazylijskim stylu” - mówi Garcia. Na albumie znajdą się między innymi „Norwegian Wood", „When I'm Sixty-Four" i „Hello Goodbye".

Auguścik dodaje: „Kochamy piękne piosenki, a piosenki Beatlesów zdecydowanie są piękne.”

A tym bardziej, wydaje się, w polsko-brazylijskim stylu.

rozmowę przetłumaczyła
Anna Kowalczyk