niedziela, 20 listopada 2011

GŁOŚNIEJ! vs ciszej...
Rzecz o poszukiwaniu społecznego consensusu. Rozmowa z profesorem Radosławem Markowskim.

available in english!

20 września 2011 r. odbyliśmy w Centrum Smolna spotkanie redakcyjne, którego gościem był profesor Radosław Markowski. W rozmowie udział wzięli (na zdjęciu od lewej): Wiesław Uchański, Maciej Czeredys, Emilia Bogdanowicz, Radosław Markowski, Eliza Celoch, Marcin Makulec, Artur Jerzy Filip oraz Karolina Filip (fot.).

Wraz z początkiem tegorocznego lata, grupa młodych ludzi zapragnęła obudzić Warszawę. „Pora zerwać z komunistyczną tradycją ciszy nocnej” – domagali się. „Śródmieście może i powinno być pełne ruchu, pozytywnej energii i muzyki!”

Trzeba przyznać, że nie brakowało im pomysłowości ani wiary w słuszność sprawy. Spotkali się z licznymi głosami poparcia ze strony osób, które tak jak oni marzą o mieście tętniącym życiem; także w nocy. Postulowano wyznaczenie w śródmieściu specjalnych stref publicznych, w których przez całą noc mogłyby funkcjonować ogródki kawiarniane i piwne. Powołano się na przykłady innych miast z Polski i zagranicy.

W odpowiedzi swoje argumenty wyłożyli zwolennicy ciszy nocnej. I tak przez warszawskie media przetoczyła się burzliwa dyskusja, dzięki której poznaliśmy wiele stanowisk i opinii. Tylko czy coś z tego wynikło? Ostatecznie większość z nas opowiedziała się po którejś ze stron - pochopnie spolaryzowaliśmy się wzajemnie na tych, którzy o niczym innym nie myślą, jak tylko o codziennych imprezach, hałasach i zabawie; oraz na tych, którzy jutro rano idą do pracy, mają małe dzieci i cenią sobie przede wszystkim spokój i bezpieczeństwo.

Wojciech Tymowski w Gazecie Stołecznej podsumował: „Wraca spór stary jak walka postu z karnawałem. Choćby z powodu zbliżającego się Euro 2012 będą się nim musiały znów zająć władze miasta. I decydować, jak głośno może być, gdzie i kiedy?”

Dzisiaj problem dosłownie ucichł, ale czy stało się to wskutek jakiejś konstruktywnej ingerencji władz? Raczej nie. Po prostu sezon dobiegł końca i spadająca drastycznie temperatura na jakiś czas pogodziła zwaśnione strony. ‘Imprezowicze’ sami opuścili ulice i pochowali się we wnętrzach klubów i dyskotek. A ‘spokojni obywatele’ szczelnie pozamykali okna, przy okazji wyciszając skutecznie wnętrza swoich mieszkań. Zasadniczo jednak wszystko pozostało po staremu. Możemy spodziewać się, że problem powróci na wiosnę.
Dlatego w naszym Kwartale Muzycznym temat podejmujemy już dzisiaj – w końcu problem dotyka nas bezpośrednio. Jak tutaj będzie? Cicho czy głośno? A przede wszystkim: kto o tym zadecyduje? Dobre pytanie.

Istnieją wyzwania, które raz postawione, wymagają nieustannego mierzenia się z nimi – tak jak deklaracje, które raz złożone, nigdy nie pozwalają o sobie zapomnieć. Gdy obwieszczaliśmy wszem i wobec nasze marzenie, czyli ożywienie idei Kwartału Muzycznego, nie stroniliśmy wcale od sformułowania wyrazistego fundamentu, na którym nasze działania opierać się powinny. Nasze motto zabrzmiało donośnie: wyobrażaliśmy sobie, że otwartość, obywatelskość oraz egalitaryzm nie tylko wpiszą się nieodłącznie w tożsamość Kwartału, ale że to właśnie dzięki nim jego powstanie okaże się w ogóle możliwe.

Wydaje się oczywistym, że już sam sposób, w jaki kształtujemy miasto, skutkuje tym, jakim to miasto rzeczywiście się staje. Przyznajemy, że ideały do których zmierzamy nie są osiągalne ‘od zaraz’ i w pełni, i tym samym godzimy się z faktem, że zawsze będziemy najwyżej w drodze ku nim. A to oznacza, że ideały te osiągać możemy o tyle tylko, o ile zgodnie z ich duchem zmierzać ku nim będziemy. Nie może być mowy o środkach uświęconych przez cele.

Wśród animatorów warszawskiej kultury panuje zasadnicza zgoda w tej kwestii: przede wszystkim należy wsłuchać się w głos mieszkańców – potencjalnych odbiorców, włączyć ich w proces podejmowania decyzji i kreacji wydarzeń, tak aby sami czuli się gospodarzami i współtwórcami. Dzięki temu także sami mieszkańcy stają się coraz bardziej aktywni. Wszyscy coraz lepiej rozumiemy nasze role i reguły gry. Jest coraz więcej chętnych, aby brać sprawy w swoje ręce. Wszyscy poznajemy swoje prawa i możliwości. Istnieje też pewna przestrzeń swobody, dzięki której zmiany są możliwe.

Wygląda na to, że Warszawa naprawdę staje się coraz bardziej obywatelska – niezależnie od tego, jak wiele jeszcze nam do ideału brakuje. Cieszy nas to. Co jednak w sytuacji, kiedy problem nie tkwi ani w pasywności mieszkańców ani w autorytarności i opresywności władzy? Co jeśli nie można już szukać winnych w Nich – urzędnikach nieskorych do współpracy, ani w Nas – biernych mieszkańcach ceniących jedynie święty spokój? Co w sytuacji, gdy wobec jakiegoś problemu my sami jesteśmy podzieleni? No cóż zrobić, chociażby, z tą nieszczęsną ciszą nocną?

wtorek, 8 listopada 2011

Jazzowa strona Święta Muzyki
czyli wywiad ze Zbigniewiem Namysłowskim

Eliza Celoch: Dlaczego podoba się Panu idea Święta Muzyki?

Zbigniew Namysłowski: To będzie pierwsze Święto Muzyki w Warszawie. W Europie już się rozprzestrzeniło. Jest bardzo wesołe, radosne. Tego dnia nikt na muzyce nie zarabia. To się dzieje samo z siebie dla przyjemności. To święto przyjemności z grania i słuchania muzyki.

E.C.: Podczas Święta Muzyki opiekuje się Pan jedną sceną.

Z.N.: Ja zajmuję się jednym miejscem przed Pałacem Branickich na Nowym Świecie - dawnym Urzędem Stanu Cywilnego. Jest to oczywiście scena jazzowa. Oprócz tej sceny mam pod opieką ciuchcię, którą Traktem Królewskim będą jechać muzycy uprawiający jazz dixielandowy, na wzór parad nowoorleańskich. Grany będzie stary tradycyjny jazz. Do tej pory są w Warszawie tacy fanatycy... O 14.00 ciuchcia ruszy i pojedzie całym traktem Królewskim tam i z powrotem. O 16.00 rozpocznie się granie jazzowe. O 19.00 gram z kwintetem, o 20.00 z big-bandem - siedemnastoosobą orkiestrą (cztery trąbki, cztery puzony, pięć saksofonów: dwa altowe, dwa tenorowe, jeden barytonowy). W Domu Kultury Praga też odbędą się jazzowe występy. Tam o 18.00 będzie grał nasz saksofonista tenorowy.

E.C.: Jak wyobraża Pan sobie Kwartał Muzyczny?

Z.N.: Jako jeden wielki muzyczny przemysł. Zorganizowane granie. Tylko potrzebne by było dobre nagłośnienie.

rozmowę przeprowadziła
ELIZA CELOCH