niedziela, 30 października 2011

O radości spontanicznego grania
czyli wywiad ze znakomitym duetem
Fluent Ensemble

Eliza Celoch: Czy mógłbyś opowiedzieć o swoim zespole?

Paweł Janas: Pierwszym moim zespołem jest Fluent Ensemble. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów. Na początku grając razem uczyliśmy się, aby zaliczyć przedmiot - kameralistykę. Z czasem zrodził się cały projekt. Stwierdziliśmy, że takie instrumentarium - akordeon i saksofon ma dużą przyszłość. Te instrumenty zostały wprowadzone na Akademię Muzyczną najpóźniej. I właśnie teraz literatura muzyczna na nie rozwija się najprężniej. Obecnie gramy różną muzykę, różne gatunki.Drugim moim zespołem jest Fantango Quintet (założony rok temu). Jak sama nazwa wskazuje, specjalizujemy się w tangu Astora Piazzoli. Ale mamy w planach granie szeroko pojętej muzyki latynoamerykańskiej. W skład zespołu wchodzi akordeon (Paweł Janas), skrzypce (Mateusz Konopelski), fortepian (Piotr Kopczyński), kontrabas (Wojciech Zeman), gitara (Maciej Kopczyński). Wszystko było skrupulatnie przeze mnie zaplanowane - chciałem zebrać najlepszych muzyków. W zespole może nie ma podziału na role, ale świetnie się razem organizujemy. Graliśmy w Pałacu Kultury i Nauki, w różnych klubach, będziemy grać w Dziekance, w sierpniu na Zamku Królewskim.

Wojciech Psiuk: Ja mogę wspomnieć o swoim drugim zespole: Morpheus Saxophone Quartet. A grają w nim Wojciech Psiuk - saksofon sopranowy, Alicja Szlempo - saksofon altowy, Szymon Nidzworski - saksofon tenorowy, Mateusz Majchrzak - saksofon barytonowy. Myślę, że kwartet saksofonowy to rzadkość. Jeśli już pojawiają się zespoły tego rodzaju, to trudno o wysoki poziom.Chcemy współpracować z kompozytorami młodego pokolenia. W tym momencie współpracujemy z Darkiem Przybylskim.Jeśli natomiast chodzi o Fluent Ensemble, Paweł już chyba opowiedział o wszystkim, co najważniejsze. Po prostu widzieliśmy, że to ma coraz większy sens.

E.C.: Dlaczego podoba Ci się idea Święta Muzyki? Dlaczego chcesz wziąć w nim udział?

P.J.: Wojtek wysłał ofertę do Centrum Smolna i Natalia się odezwała. Byłem na pierwszym spotkaniu organizacyjnym - reprezentowałem UMFC - i stwierdziłem, że Święto Muzyki to kapitalny pomysł. Myślę, że to będzie świetna zabawa. Byłoby cudownie, gdyby wszystko tętniło jakąś muzyką. W każdym zakątku inny klimat. Muzyka klasyczna, etniczna czy wręcz ludowa, polska i zagraniczna. Wydaje mi się, że Święto Muzyki będzie się cieszyło ogromnym zainteresowaniem. I trzeba by było jak najwięcej ludzi w to zaangażować. W takim ulicznym graniu powinna się pojawić muzyka z innych krajów, kultur.

W.P.: Sama idea jest bardzo ciekawa - aby wyjść do ludzi z muzyką. Nie wiem, co mógłbym dodać. Popieram takie idee.

E.C.: Czy ma dla Ciebie znaczenie fakt, gdzie koncertujesz, to znaczy czy zauważasz jakieś nowe wartości akustyczne i estetyczne w wykonywaniu muzyki poza salą koncertową - na świeżym powietrzu lub w restauracji/pubie/kawiarni? Czy jesteś elastyczny w kwestii wyboru miejsca do grania? Gdzie na pewno byś nie zagrał?

P.J.: W życiu grałem już chyba wszędzie: od ogniska przez domówki, knajpki po saloniki prywatne, wielkie sale koncertowe, filharmonie. Jeśli chodzi o wrażenia akustyczne, estetyczne, lepiej mi się gra w sali koncertowej niż w domu. Ale niejednokrotnie grałem w plenerze i okazywało się, że spotkałem się z kapitalną reakcją publiczności. Kiedy byłem z Wojtkiem w Wiedniu, spróbowaliśmy sił na ulicy. A niektóre miejsca miały dobrą akustykę - dźwięki odbijały się od ścian budynków w centrum. Spotkaliśmy tam zresztą uroczy kwartet smyczkowy z Polski - studentki Akademii Muzycznej w Łodzi.

W.P.: Jeśli akustyka jest dobra, a do lokalu, w którym gramy, przychodzą ludzie, którzy chcą słuchać tej muzyki, to taka praca jest bardzo satysfakcjonująca, jest przyjemnością. Wczoraj niestety graliśmy w miejscu, w którym nie czuliśmy się za bardzo słuchani.Bardzo ważna jest przyjemność płynąca z występu. Oczywiście zgadzam się, że akustyka jest bardzo ważna i w filharmonii gra się bardzo dobrze, ale poza salą koncertową publiczność reaguje często bardzo spontanicznie - pojawiają się owacje, okrzyki, komentarze, ma się naprawdę żywy kontakt ze słuchaczami, a to jest bardzo istotne. W filharmonii obowiązuje pewien savoire-vivre, w klubie jazzowym - luz i czasem jest więcej przyjemności z grania, jak się widzi reakcje. Rówież dopisująca frekwencja sprawia, że naprawdę chce się grać. Myślę, że jeśli chodzi o wybór miejsca, jestem bardzo elastyczny. Nie mam oporów przed graniem w plenerze. To ma być przyjemność z grania i ze słuchania.

E.C.: Zagrałbyś w metrze?

W.P.: Zagrałbym.

E.C.: A Ty, Paweł?

P.J.: Tak, nawet kiedyś raz spróbowałem.

E.C.: Jakie masz muzyczne plany i cele w najbliższej przyszłości?

P.J.: W październiku wyjeżdżam na stypendium do Wiednia. Nie spieszę się do tego, żeby się ukierunkować. Warszawa to zbieranina ludzi z różnymi zainteresowaniami. Myślę, że wszystko się w najbliższej przyszłości u mnie wyklaruje. Zapraszam serdecznie na stronę internetową www.paweljanas.com

W.P.: Ja również w przyszłym semestrze jadę do Wiednia. Nie można się ograniczać do jednego ośrodka. Chciałbym skończyć studia i grać jako solista i kameralista. Poza tym w trakcie powstawania jest obecnie strona internetowa Fluent Ensemble. Tymczasem można nas znaleźć na myspace.com/fluentensemble

rozmowę przeprowadziła
ELIZA CELOCH

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz