![]() |
available in english! |
Wraz z początkiem tegorocznego lata, grupa młodych ludzi zapragnęła obudzić Warszawę. „Pora zerwać z komunistyczną tradycją ciszy nocnej” – domagali się. „Śródmieście może i powinno być pełne ruchu, pozytywnej energii i muzyki!”
Trzeba przyznać, że nie brakowało im pomysłowości ani wiary w słuszność sprawy. Spotkali się z licznymi głosami poparcia ze strony osób, które tak jak oni marzą o mieście tętniącym życiem; także w nocy. Postulowano wyznaczenie w śródmieściu specjalnych stref publicznych, w których przez całą noc mogłyby funkcjonować ogródki kawiarniane i piwne. Powołano się na przykłady innych miast z Polski i zagranicy.
W odpowiedzi swoje argumenty wyłożyli zwolennicy ciszy nocnej. I tak przez warszawskie media przetoczyła się burzliwa dyskusja, dzięki której poznaliśmy wiele stanowisk i opinii. Tylko czy coś z tego wynikło? Ostatecznie większość z nas opowiedziała się po którejś ze stron - pochopnie spolaryzowaliśmy się wzajemnie na tych, którzy o niczym innym nie myślą, jak tylko o codziennych imprezach, hałasach i zabawie; oraz na tych, którzy jutro rano idą do pracy, mają małe dzieci i cenią sobie przede wszystkim spokój i bezpieczeństwo.
Wojciech Tymowski w Gazecie Stołecznej podsumował: „Wraca spór stary jak walka postu z karnawałem. Choćby z powodu zbliżającego się Euro 2012 będą się nim musiały znów zająć władze miasta. I decydować, jak głośno może być, gdzie i kiedy?”
Dzisiaj problem dosłownie ucichł, ale czy stało się to wskutek jakiejś konstruktywnej ingerencji władz? Raczej nie. Po prostu sezon dobiegł końca i spadająca drastycznie temperatura na jakiś czas pogodziła zwaśnione strony. ‘Imprezowicze’ sami opuścili ulice i pochowali się we wnętrzach klubów i dyskotek. A ‘spokojni obywatele’ szczelnie pozamykali okna, przy okazji wyciszając skutecznie wnętrza swoich mieszkań. Zasadniczo jednak wszystko pozostało po staremu. Możemy spodziewać się, że problem powróci na wiosnę.
Dlatego w naszym Kwartale Muzycznym temat podejmujemy już dzisiaj – w końcu problem dotyka nas bezpośrednio. Jak tutaj będzie? Cicho czy głośno? A przede wszystkim: kto o tym zadecyduje? Dobre pytanie.
Istnieją wyzwania, które raz postawione, wymagają nieustannego mierzenia się z nimi – tak jak deklaracje, które raz złożone, nigdy nie pozwalają o sobie zapomnieć. Gdy obwieszczaliśmy wszem i wobec nasze marzenie, czyli ożywienie idei Kwartału Muzycznego, nie stroniliśmy wcale od sformułowania wyrazistego fundamentu, na którym nasze działania opierać się powinny. Nasze motto zabrzmiało donośnie: wyobrażaliśmy sobie, że otwartość, obywatelskość oraz egalitaryzm nie tylko wpiszą się nieodłącznie w tożsamość Kwartału, ale że to właśnie dzięki nim jego powstanie okaże się w ogóle możliwe.
Wydaje się oczywistym, że już sam sposób, w jaki kształtujemy miasto, skutkuje tym, jakim to miasto rzeczywiście się staje. Przyznajemy, że ideały do których zmierzamy nie są osiągalne ‘od zaraz’ i w pełni, i tym samym godzimy się z faktem, że zawsze będziemy najwyżej w drodze ku nim. A to oznacza, że ideały te osiągać możemy o tyle tylko, o ile zgodnie z ich duchem zmierzać ku nim będziemy. Nie może być mowy o środkach uświęconych przez cele.
Wśród animatorów warszawskiej kultury panuje zasadnicza zgoda w tej kwestii: przede wszystkim należy wsłuchać się w głos mieszkańców – potencjalnych odbiorców, włączyć ich w proces podejmowania decyzji i kreacji wydarzeń, tak aby sami czuli się gospodarzami i współtwórcami. Dzięki temu także sami mieszkańcy stają się coraz bardziej aktywni. Wszyscy coraz lepiej rozumiemy nasze role i reguły gry. Jest coraz więcej chętnych, aby brać sprawy w swoje ręce. Wszyscy poznajemy swoje prawa i możliwości. Istnieje też pewna przestrzeń swobody, dzięki której zmiany są możliwe.
Wygląda na to, że Warszawa naprawdę staje się coraz bardziej obywatelska – niezależnie od tego, jak wiele jeszcze nam do ideału brakuje. Cieszy nas to. Co jednak w sytuacji, kiedy problem nie tkwi ani w pasywności mieszkańców ani w autorytarności i opresywności władzy? Co jeśli nie można już szukać winnych w Nich – urzędnikach nieskorych do współpracy, ani w Nas – biernych mieszkańcach ceniących jedynie święty spokój? Co w sytuacji, gdy wobec jakiegoś problemu my sami jesteśmy podzieleni? No cóż zrobić, chociażby, z tą nieszczęsną ciszą nocną?