wtorek, 20 sierpnia 2013

Skąd się wzięła Unia Europejska?

Wieniawski, Chopin, Czartoryski, Mazzini i inni ludzie kultury XVIII i XIX wieku chcieli Europy wspólnej, zjednoczonej dla wszystkich jej mieszkańców. Czy dzięki nim mamy dziś Unię Europejską? Czy muzyk ma taką moc, że może zmienić świat? To pytania na które próbujemy odpowiedzieć sobie przy smolnym stole.

fot. Tomasz Kwiatkowski

niedziela, 20 listopada 2011

GŁOŚNIEJ! vs ciszej...
Rzecz o poszukiwaniu społecznego consensusu. Rozmowa z profesorem Radosławem Markowskim.

available in english!

20 września 2011 r. odbyliśmy w Centrum Smolna spotkanie redakcyjne, którego gościem był profesor Radosław Markowski. W rozmowie udział wzięli (na zdjęciu od lewej): Wiesław Uchański, Maciej Czeredys, Emilia Bogdanowicz, Radosław Markowski, Eliza Celoch, Marcin Makulec, Artur Jerzy Filip oraz Karolina Filip (fot.).

Wraz z początkiem tegorocznego lata, grupa młodych ludzi zapragnęła obudzić Warszawę. „Pora zerwać z komunistyczną tradycją ciszy nocnej” – domagali się. „Śródmieście może i powinno być pełne ruchu, pozytywnej energii i muzyki!”

Trzeba przyznać, że nie brakowało im pomysłowości ani wiary w słuszność sprawy. Spotkali się z licznymi głosami poparcia ze strony osób, które tak jak oni marzą o mieście tętniącym życiem; także w nocy. Postulowano wyznaczenie w śródmieściu specjalnych stref publicznych, w których przez całą noc mogłyby funkcjonować ogródki kawiarniane i piwne. Powołano się na przykłady innych miast z Polski i zagranicy.

W odpowiedzi swoje argumenty wyłożyli zwolennicy ciszy nocnej. I tak przez warszawskie media przetoczyła się burzliwa dyskusja, dzięki której poznaliśmy wiele stanowisk i opinii. Tylko czy coś z tego wynikło? Ostatecznie większość z nas opowiedziała się po którejś ze stron - pochopnie spolaryzowaliśmy się wzajemnie na tych, którzy o niczym innym nie myślą, jak tylko o codziennych imprezach, hałasach i zabawie; oraz na tych, którzy jutro rano idą do pracy, mają małe dzieci i cenią sobie przede wszystkim spokój i bezpieczeństwo.

Wojciech Tymowski w Gazecie Stołecznej podsumował: „Wraca spór stary jak walka postu z karnawałem. Choćby z powodu zbliżającego się Euro 2012 będą się nim musiały znów zająć władze miasta. I decydować, jak głośno może być, gdzie i kiedy?”

Dzisiaj problem dosłownie ucichł, ale czy stało się to wskutek jakiejś konstruktywnej ingerencji władz? Raczej nie. Po prostu sezon dobiegł końca i spadająca drastycznie temperatura na jakiś czas pogodziła zwaśnione strony. ‘Imprezowicze’ sami opuścili ulice i pochowali się we wnętrzach klubów i dyskotek. A ‘spokojni obywatele’ szczelnie pozamykali okna, przy okazji wyciszając skutecznie wnętrza swoich mieszkań. Zasadniczo jednak wszystko pozostało po staremu. Możemy spodziewać się, że problem powróci na wiosnę.
Dlatego w naszym Kwartale Muzycznym temat podejmujemy już dzisiaj – w końcu problem dotyka nas bezpośrednio. Jak tutaj będzie? Cicho czy głośno? A przede wszystkim: kto o tym zadecyduje? Dobre pytanie.

Istnieją wyzwania, które raz postawione, wymagają nieustannego mierzenia się z nimi – tak jak deklaracje, które raz złożone, nigdy nie pozwalają o sobie zapomnieć. Gdy obwieszczaliśmy wszem i wobec nasze marzenie, czyli ożywienie idei Kwartału Muzycznego, nie stroniliśmy wcale od sformułowania wyrazistego fundamentu, na którym nasze działania opierać się powinny. Nasze motto zabrzmiało donośnie: wyobrażaliśmy sobie, że otwartość, obywatelskość oraz egalitaryzm nie tylko wpiszą się nieodłącznie w tożsamość Kwartału, ale że to właśnie dzięki nim jego powstanie okaże się w ogóle możliwe.

Wydaje się oczywistym, że już sam sposób, w jaki kształtujemy miasto, skutkuje tym, jakim to miasto rzeczywiście się staje. Przyznajemy, że ideały do których zmierzamy nie są osiągalne ‘od zaraz’ i w pełni, i tym samym godzimy się z faktem, że zawsze będziemy najwyżej w drodze ku nim. A to oznacza, że ideały te osiągać możemy o tyle tylko, o ile zgodnie z ich duchem zmierzać ku nim będziemy. Nie może być mowy o środkach uświęconych przez cele.

Wśród animatorów warszawskiej kultury panuje zasadnicza zgoda w tej kwestii: przede wszystkim należy wsłuchać się w głos mieszkańców – potencjalnych odbiorców, włączyć ich w proces podejmowania decyzji i kreacji wydarzeń, tak aby sami czuli się gospodarzami i współtwórcami. Dzięki temu także sami mieszkańcy stają się coraz bardziej aktywni. Wszyscy coraz lepiej rozumiemy nasze role i reguły gry. Jest coraz więcej chętnych, aby brać sprawy w swoje ręce. Wszyscy poznajemy swoje prawa i możliwości. Istnieje też pewna przestrzeń swobody, dzięki której zmiany są możliwe.

Wygląda na to, że Warszawa naprawdę staje się coraz bardziej obywatelska – niezależnie od tego, jak wiele jeszcze nam do ideału brakuje. Cieszy nas to. Co jednak w sytuacji, kiedy problem nie tkwi ani w pasywności mieszkańców ani w autorytarności i opresywności władzy? Co jeśli nie można już szukać winnych w Nich – urzędnikach nieskorych do współpracy, ani w Nas – biernych mieszkańcach ceniących jedynie święty spokój? Co w sytuacji, gdy wobec jakiegoś problemu my sami jesteśmy podzieleni? No cóż zrobić, chociażby, z tą nieszczęsną ciszą nocną?

wtorek, 8 listopada 2011

Jazzowa strona Święta Muzyki
czyli wywiad ze Zbigniewiem Namysłowskim

Eliza Celoch: Dlaczego podoba się Panu idea Święta Muzyki?

Zbigniew Namysłowski: To będzie pierwsze Święto Muzyki w Warszawie. W Europie już się rozprzestrzeniło. Jest bardzo wesołe, radosne. Tego dnia nikt na muzyce nie zarabia. To się dzieje samo z siebie dla przyjemności. To święto przyjemności z grania i słuchania muzyki.

E.C.: Podczas Święta Muzyki opiekuje się Pan jedną sceną.

Z.N.: Ja zajmuję się jednym miejscem przed Pałacem Branickich na Nowym Świecie - dawnym Urzędem Stanu Cywilnego. Jest to oczywiście scena jazzowa. Oprócz tej sceny mam pod opieką ciuchcię, którą Traktem Królewskim będą jechać muzycy uprawiający jazz dixielandowy, na wzór parad nowoorleańskich. Grany będzie stary tradycyjny jazz. Do tej pory są w Warszawie tacy fanatycy... O 14.00 ciuchcia ruszy i pojedzie całym traktem Królewskim tam i z powrotem. O 16.00 rozpocznie się granie jazzowe. O 19.00 gram z kwintetem, o 20.00 z big-bandem - siedemnastoosobą orkiestrą (cztery trąbki, cztery puzony, pięć saksofonów: dwa altowe, dwa tenorowe, jeden barytonowy). W Domu Kultury Praga też odbędą się jazzowe występy. Tam o 18.00 będzie grał nasz saksofonista tenorowy.

E.C.: Jak wyobraża Pan sobie Kwartał Muzyczny?

Z.N.: Jako jeden wielki muzyczny przemysł. Zorganizowane granie. Tylko potrzebne by było dobre nagłośnienie.

rozmowę przeprowadziła
ELIZA CELOCH

poniedziałek, 31 października 2011

Kolońska Noc Muzyki

Tak, tak, skojarzenia są właściwe – Noc Muzeów, prawda? Wystawy, akcje artystyczne, wernisaże, ludzie spacerujący od jednego miejsca do drugiego, kolejki przed wejściem szybko przeradzające się w doraźny, ruchomy salon dyskusyjny nad kondycją współczesnej sztuki. U nas i w wielu innych krajach to doroczne wydarzenie ma stałych fanów a nowych zainteresowanych z roku na rok przybywa coraz więcej.

A w Kolonii? Z zainteresowaniem, od kilku miesięcy, obserwuję tutejsze wydarzenia kulturalne. Dziesiątego września, kilka minut po godzinie osiemnastej, w ponad 25 miejcach rozbrzmiały pierwsze dźwięki saksofonu, pianina, perkusji i wiolonczeli. Setki ludzi, z pozakreślanymi programami w rękach, słuchało artystów z całego świata. Jazz, elektronika, chóry kościelne, muzyka klasyczna, muzyka etniczna, brazylijska, francuska, kubańska czy hinduska. Można by wymieniać jeszcze długo.

Oferta miejsc i scen koncertowych była ogromna. Miłośnicy wygodnych wnętrz i klasycznych dźwięków kierowali swoje kroki na koncert do Filharmonii Kolońskiej. Dla tych, którzy chcieli zrelaksować się przy kameralnej muzyce etnicznej lub posłuchać muzyki sakralnej, otworem stały romańskie kościoły. Elektronika królowała w  lokalnych domach  kultury i starych młynach przerobionych na nowoczesne kluby. Dla całej reszty, która chciała potańczyć przy gorących rytmach, posłuchać jazzu lub poetyckich deklamacji przy akompaniamencie, dostępne były sale w szkołach muzycznych i  w muzeach.

W tym wielkim i wspaniałym przedsięwzięciu uczestniczyło ponad 100 wykonawców i jedynym kłopotem, jeżeli o kłopocie można tu w ogóle mówić, było bogactwo oferty. Przez kilka dni, starałam się dokonać własnego wyboru i ułożyć własną listę, oznaczając zielonym kolorem występy priorytetowe a żółtym, opcję „b”. Udało mi się wysłuchać, niestety, tylko pięciu  koncertów, choć na mojej „krótkiej” liście było ich dwa razy więcej.

Moja Noc Muzyki odbyła się pod znakiem jazzu i rytmów latynoskich, choć po drodze pojawiały się i inne dźwięki. Naszą muzyczną wędrówkę rozpoczęliśmy od koncertu Jazzhaus Big Band w Wyższej Szkole Muzyki i Tańca. W programie na ten wieczór pojawiły się utwory Louisa Armstronga, Elli Fitzgerald i Glenna Millera. Liczna orkiestra i cztery wokalistki poradziły sobie z tym repertuarem znakomicie a zachwycona widownia podrygiwała rytmicznie w takt znanych klasyków. Kolejnym punktem programu był koncert Stephanie Bosch w kościele Św. Urszuli. Zdecydowanie inny klimat muzyczny. Występ otwierała tradycyjna hinduska raga na flecie banuri, następnie, przy akompaniamencie kolejnych instrumentów, tabli i tanpuri, wysłuchaliśmy hinduskiego folku. Ludzi było niewiele, muzycy nie mieli żadnego nagłośnienia, ale atmosfera zimnego, kamiennego kościoła przetkana lekkimi dźwiękami fletu i bębenka sprawiała niesamowite wrażenie. Wnętrze kościoła było tak magiczne, że postanowiliśmy zostać tam na następny koncert, jak się potem okazało, najsłabszy ze wszystkich wysłuchanych tego wieczoru. Była to młoda grupa jazzowa o4g3, która tak zatraciła się w improwizacji na saksofony i klarnet, że muzyka traciła melodię, a dźwięki bezładnie błądziły po wnętrzu. Szkoda, bo i samo miejsce i instrumenty mogły być wykorzystane znacznie lepiej.

Na kolejny występ czekaliśmy w długiej kolejce. To był prawdziwy strzał w dziesiątkę! Zespół Eierplätzchenband jest grupą kubańsko-niemiecką, ale grają głównie rytmy kubańskie, zbliżone do Buena Vista Social Club. Wielkim atutem tej grupy jest latynoska wokalistka, która swoim miękkim, lekkim głosem i pięknymi ruchami dodaje wykonywanym utworom  niezwykłej energii. Koncert był wspaniały. Widownia, i młodzi i starsi, porwana fantastycznym brzmieniem, tańczyła pomiędzy muzykami, zabawa była wspaniała, udało nam się nawet nakłonić zespół do trzech kolejnych bisów.

Ostatni koncert był ukoronowaniem całego przedsięwzięcia. W pięknym budynku starego miejskiego lombardu spędziliśmy ostatnie półtorej godziny Nocy Muzyki. Wybraliśmy koncert grupy Batida Diferente. Zaspół łączy muzyków niemieckich i brazylijskich z fenomenalną wokalistą o lekko zachrypniętym głosie, Patricią Cruz. Rytmy bossa novy, samby i maracatu z elementami jazzu i folku były prawdziwą ucztą i sprawiły, że na krótki czas wszyscy przenieśliśmy się do odległej Brazylii. Koncert zakończył się około 2.30 i wraz z nim  nasza  tegoroczna Noc Muzyki w Kolonii.  

Warto jeszcze kilka słów poświęcić bardzo dobrej organizacji samej imprezy. Pomijając szeroką akcję reklamową na ulicach miasta, program imprezy dostępny był z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Zawierał szczegółowe informacje o koncertach, wiadomości o artystach, dokładny plan miasta a nawet opis poszczególnych instrumentów w danym zespole. Tak więc każdy miał czas, aby dokładnie zapoznać się z ofertą i świadomie dokonać najlepszego dla siebie wyboru. Bilet wstępu za 15E upoważniał do wejścia na wszystkie koncerty. Kupić go można było w centralnym punkcie miasta lub przy wejściu na dowolny występ. Koncerty odbywały się tylko we wnętrzach tak, aby w późnych godzinach nocnych nie zakłócać ciszy ani porządku w mieście. Sam repertuar też ustawiony był tak, aby głośniejsze i bardziej żywiołowe występy odbyły się jeszcze przed ciszą nocną. Każdy z koncertów trwał niespełna godzinę. Przy ogromnym aplauzie słuchaczy, muzycy zostawali na scenie trochę dłużej, ale program był tak napięty, że czasu wystarczyło na jeden-dwa bisy.  

A jeżeli, za rok, ktoś z Was będzie miał ochotę ciekawie spędzić weekend w niedalekim sąsiedztwie, pomysł na Noc Muzyki w Kolonii wydaje mi się kapitalny. Ja, w każdym razie, polecam serdecznie. Bo muzyka, jak zwykle łagodzi obyczaje!

Ewa GUMKOWSKA

niedziela, 30 października 2011

O inspiracjach i tajemnicach organizacyjnych
czyli wywiad z Anną Mamińską
koordynatorką Święta Muzyki

Eliza Celoch: Skąd pomysł na to, by w Warszawie urządzić Święto Muzyki?

Anna Mamińska: W moim przypadku pomysł wziął się ze spotkania z Georgesem Perot, który jest organizatorem Święta Muzyki w Atenach i tam na ogromną skalę realizuje je już od 12 lat. Poznałam go podczas Targów Muzyki Świata Worex i Georges zaraził mnie tam swoim entuzjazmem. Opowiadał o tym, jak organizuje to wydarzenie u siebie, jak wygląda to w innych krajach Europy i stwierdził, że najwyższy czas urządzić Święto Muzyki w Polsce. Jest to bardzo charyzmatyczna postać. Przez internet via skype ustaliliśmy zarys tego wydarzenia i od niego wciąż dostaję takie know-how.

Postanowiłam złożyć wniosek do Urzędu Miasta o dofinansowanie tego projektu. Nie udało się uzyskać tych funduszy, ale mimo to postanowiłam się nie poddawać i podjąć współpracę z domami kultury. I odezwał się do mnie Jarek Chołodecki z Centrum Smolna. Postanowiliśmy to zorganizować razem.

Muzyka jest bezpośrednio częścią mojego życia. Gram w Rucie na fideli płockiej - instrumencie strunowym smyczkowym zrekonstruowanym na podstawie znalezisk archeologicznych w 1985 r. w Płocku. Tak zwaną technikę paznokciową dobrała do tego instrumentu Maria Pomianowska, a ja jestem jej uczennicą.

W Święcie Muzyki ujęło mnie to, że jest to święto eksponujące radość grania, taka sztuka dla sztuki. Jako organizatorka różnych festiwali mam dość komercyjnego charakteru muzyki, różnych kompromisów, na które idzie się po to, by wszystko sprzedać. Często muzyce brakuje przekazu i takiego dobrego ducha. A wydaje mi się, że Święto Muzyki to dobra okazja, by sięgnąć do takiego radosnego ducha bezinteresownego muzykowania. Dla mnie to wydarzenie jest czymś w rodzaju urodzin, czymś w rodzaju oddania hołdu muzyce. A że muzyka jest sztuką, która chyba najbardziej bezpośrednio potrafi oddziaływać na ludzi, to uważam, że idea tego święta ma szansę dotrzeć do szerokiej publiczności. Bardzo mnie cieszy międzynarodowy wymiar tego wydarzenia, to, że tyle osób na świecie w jednym dniu wychodzi na ulice i cieszy się zewsząd dobiegającą muzyką. Mam nadzieję, że będziemy to rozwijać w takim kontekście bardziej międzynarodowym.

E.C.: Jakie zespoły zgłosiły się do tej pory? Czy opowiedziałabyś z jakimi stylami będzie mógł się 21 czerwca spotkać mieszkaniec Warszawy na trasie Kwartału Muzycznego, jedynej w swoim rodzaju muzycznej dzielnicy?

A.M.: Będą style wszystkie możliwe. Sporo zespołów klasycznych, wiele zespołów rockowych i hardrockowych, reggae. Są też projety popowe, jazzowe, jest troszkę zespołów ludowych, folkowych, grających muzykę wiejską, trochę projektów eksperymentalnych. Są zespoły dziecięce i chóry. Są soliści instrumentaliści. Swój udział w wydarzeniu zadeklarowali m. in. Andrzej Jagodziński Trio, Grażyna Auguścik, Maria Pomianowska z zespołem. Na zaproszenie Instytutu Cervantesa pojawi się zespół Altraste - prosto z Wysp Kanaryjskich. Na pewno będzie szwajcarski zespół Pamplemousse, który wykonuje piosenkę francuską, ciekawy zespół Daktari, który inspiruje się muzyką klezmerską. Z ostrzejszych brzmień pojawi się Futurobnia, Syrbski Jeb. Warto powiedzieć o zespole Mute, który pojawił się w zeszłym roku na debiutach w Opolu. Na facebooku Święta Muzyki staramy się na bieżąco przekazywać informacje o wykonawcach, którzy już potwierdzili swój udział w wydarzeniu.

E.C.: Byłaś koordynatorką wielu wydarzeń kulturalnych na Pradze, m. in. cyklu koncertowego EtnoPraga, Festiwalu Nowa Muzyka Żydowska czy Pleneru Praskiego. Jesteś polską laureatką konkursu dla młodych przedsiębiorców branży muzycznej - Young Creative Entrepreneur 2008. Obecnie wraz z Natalią Orbaczewską koordynujesz wielką imprezę muzyczną - Święto Muzyki. Jak Ci się pracuje przy organizacji tego przedsięwzięcia? Będzie to w końcu bezprecedensowe wydarzenie w stolicy. Czy napotykałaś jakieś trudności, czy może zdarzały się sytuacje, w których los mile Cię zaskoczył?

A.M.: Mogę powiedzieć, że przy okazji organizacji Święta Muzyki miałam okazję poznać wiele ciekawych osób bardzo entuzjastycznie nastawionych do idei Święta Muzyki i fachowo podchodzących do realizacji różnych zadań i bardzo się cieszę, że wyłoniła się taka grupa osób, które są niezwykle pomocne przy realizacji tego przedsięwzięcia. Fantastyczne jest to, że czuje się tu taką pracę grupową, że każdemu zależy, żeby wyszło to jak najlepiej i każdy jest gotów dać z siebie jak najwięcej. Zdarzają się trudności, mamy pewne braki - są to pewne braki finansowe. Także cały czas poszukujemy sponsorów, a nie potrzebujemy wiele środków, tylko pieniądze, aby zabezpieczyć nagłośnienie części wydarzeń czy też zapewnić ochronę albo tak prozaiczne rzeczy jak poczęstunek dla wykonawców. Na szczęście udało nam się zjednać partnerów, którzy wnoszą bardzo wiele. Często są to w pełni wyposażone sceny z nagłośnieniem i oświetleniem.

E.C.: Czy Święto Muzyki będzie w Warszawie imprezą cykliczną odbywającą się co roku w pierwszy dzień lata?

A.M.: Wierzę, że tak i wierzę, że będzie się cały czas rozwijać i stanie się wydarzeniem dominującym, jeśli chodzi o czerwcowe imprezy warszawskie. Mam też nadzieję, że uda nam się promocyjnie przebić ze Świętem Muzyki. Zakładając, że w tym roku wypracujemy sobie podstawowy schemat organizacji, to w przyszłym roku łatwiej będzie pozyskiwać partnerów w postaci ambasad, instytucji kultury oraz sponsorów. Mam nadzieję, że będzie się rozwijać współpraca międzynarodowa, że będziemy się intensywnie wymieniać zespołami i promować zespoły warszawskie na arenie międzynarodowej. I bardzo liczę na to, że uda nam się w przyszłym roku pozyskać fundusze, które pozwolą nam bardziej swobodnie i profesjonalnie działać.

E.C.: Czyjego występu najbardziej nie możesz się doczekać?

A.M.: Koordynuję to wydarzenie i chciałabym zobaczyć wszystkie występy, ale jest to absolutnie nierealne. Tak naprawdę nie wiem, gdzie ja powinnam się znaleźć tego wieczora... Z tej racji, że pracuję w Domu Kultury Praga będę się raczej skupiać na wydarzeniach po tej stronie Wisły, oglądać zespoły, które wystąpią na scenie Konesera. A będzie to szwajcarski zespół Pamplemousse i hiszpański zespół - ale nie mam jeszcze potwierdzenia - Giulia y los Tellarini. Jeśli oni przyjadą, to właśnie ich nie mogę się doczekać najbardziej. Jestem też ciekawa, jak wypadną zespoły występujące w nietypowych miejscach, jaka będzie reakcja publiczności na grupę śpiewaków śpiewającą w centrum handlowym albo gdzieś na ulicy. Bardzo mnie to interesuje, w jaki sposób warszawska publiczność przyjmie to wydarzenie, a mam nadzieję, że przyjmie je przyjaźnie.

rozmowę przeprowadziła
ELIZA CELOCH

O radości spontanicznego grania
czyli wywiad ze znakomitym duetem
Fluent Ensemble

Eliza Celoch: Czy mógłbyś opowiedzieć o swoim zespole?

Paweł Janas: Pierwszym moim zespołem jest Fluent Ensemble. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów. Na początku grając razem uczyliśmy się, aby zaliczyć przedmiot - kameralistykę. Z czasem zrodził się cały projekt. Stwierdziliśmy, że takie instrumentarium - akordeon i saksofon ma dużą przyszłość. Te instrumenty zostały wprowadzone na Akademię Muzyczną najpóźniej. I właśnie teraz literatura muzyczna na nie rozwija się najprężniej. Obecnie gramy różną muzykę, różne gatunki.Drugim moim zespołem jest Fantango Quintet (założony rok temu). Jak sama nazwa wskazuje, specjalizujemy się w tangu Astora Piazzoli. Ale mamy w planach granie szeroko pojętej muzyki latynoamerykańskiej. W skład zespołu wchodzi akordeon (Paweł Janas), skrzypce (Mateusz Konopelski), fortepian (Piotr Kopczyński), kontrabas (Wojciech Zeman), gitara (Maciej Kopczyński). Wszystko było skrupulatnie przeze mnie zaplanowane - chciałem zebrać najlepszych muzyków. W zespole może nie ma podziału na role, ale świetnie się razem organizujemy. Graliśmy w Pałacu Kultury i Nauki, w różnych klubach, będziemy grać w Dziekance, w sierpniu na Zamku Królewskim.

Wojciech Psiuk: Ja mogę wspomnieć o swoim drugim zespole: Morpheus Saxophone Quartet. A grają w nim Wojciech Psiuk - saksofon sopranowy, Alicja Szlempo - saksofon altowy, Szymon Nidzworski - saksofon tenorowy, Mateusz Majchrzak - saksofon barytonowy. Myślę, że kwartet saksofonowy to rzadkość. Jeśli już pojawiają się zespoły tego rodzaju, to trudno o wysoki poziom.Chcemy współpracować z kompozytorami młodego pokolenia. W tym momencie współpracujemy z Darkiem Przybylskim.Jeśli natomiast chodzi o Fluent Ensemble, Paweł już chyba opowiedział o wszystkim, co najważniejsze. Po prostu widzieliśmy, że to ma coraz większy sens.

E.C.: Dlaczego podoba Ci się idea Święta Muzyki? Dlaczego chcesz wziąć w nim udział?

P.J.: Wojtek wysłał ofertę do Centrum Smolna i Natalia się odezwała. Byłem na pierwszym spotkaniu organizacyjnym - reprezentowałem UMFC - i stwierdziłem, że Święto Muzyki to kapitalny pomysł. Myślę, że to będzie świetna zabawa. Byłoby cudownie, gdyby wszystko tętniło jakąś muzyką. W każdym zakątku inny klimat. Muzyka klasyczna, etniczna czy wręcz ludowa, polska i zagraniczna. Wydaje mi się, że Święto Muzyki będzie się cieszyło ogromnym zainteresowaniem. I trzeba by było jak najwięcej ludzi w to zaangażować. W takim ulicznym graniu powinna się pojawić muzyka z innych krajów, kultur.

W.P.: Sama idea jest bardzo ciekawa - aby wyjść do ludzi z muzyką. Nie wiem, co mógłbym dodać. Popieram takie idee.

E.C.: Czy ma dla Ciebie znaczenie fakt, gdzie koncertujesz, to znaczy czy zauważasz jakieś nowe wartości akustyczne i estetyczne w wykonywaniu muzyki poza salą koncertową - na świeżym powietrzu lub w restauracji/pubie/kawiarni? Czy jesteś elastyczny w kwestii wyboru miejsca do grania? Gdzie na pewno byś nie zagrał?

P.J.: W życiu grałem już chyba wszędzie: od ogniska przez domówki, knajpki po saloniki prywatne, wielkie sale koncertowe, filharmonie. Jeśli chodzi o wrażenia akustyczne, estetyczne, lepiej mi się gra w sali koncertowej niż w domu. Ale niejednokrotnie grałem w plenerze i okazywało się, że spotkałem się z kapitalną reakcją publiczności. Kiedy byłem z Wojtkiem w Wiedniu, spróbowaliśmy sił na ulicy. A niektóre miejsca miały dobrą akustykę - dźwięki odbijały się od ścian budynków w centrum. Spotkaliśmy tam zresztą uroczy kwartet smyczkowy z Polski - studentki Akademii Muzycznej w Łodzi.

W.P.: Jeśli akustyka jest dobra, a do lokalu, w którym gramy, przychodzą ludzie, którzy chcą słuchać tej muzyki, to taka praca jest bardzo satysfakcjonująca, jest przyjemnością. Wczoraj niestety graliśmy w miejscu, w którym nie czuliśmy się za bardzo słuchani.Bardzo ważna jest przyjemność płynąca z występu. Oczywiście zgadzam się, że akustyka jest bardzo ważna i w filharmonii gra się bardzo dobrze, ale poza salą koncertową publiczność reaguje często bardzo spontanicznie - pojawiają się owacje, okrzyki, komentarze, ma się naprawdę żywy kontakt ze słuchaczami, a to jest bardzo istotne. W filharmonii obowiązuje pewien savoire-vivre, w klubie jazzowym - luz i czasem jest więcej przyjemności z grania, jak się widzi reakcje. Rówież dopisująca frekwencja sprawia, że naprawdę chce się grać. Myślę, że jeśli chodzi o wybór miejsca, jestem bardzo elastyczny. Nie mam oporów przed graniem w plenerze. To ma być przyjemność z grania i ze słuchania.

E.C.: Zagrałbyś w metrze?

W.P.: Zagrałbym.

E.C.: A Ty, Paweł?

P.J.: Tak, nawet kiedyś raz spróbowałem.

E.C.: Jakie masz muzyczne plany i cele w najbliższej przyszłości?

P.J.: W październiku wyjeżdżam na stypendium do Wiednia. Nie spieszę się do tego, żeby się ukierunkować. Warszawa to zbieranina ludzi z różnymi zainteresowaniami. Myślę, że wszystko się w najbliższej przyszłości u mnie wyklaruje. Zapraszam serdecznie na stronę internetową www.paweljanas.com

W.P.: Ja również w przyszłym semestrze jadę do Wiednia. Nie można się ograniczać do jednego ośrodka. Chciałbym skończyć studia i grać jako solista i kameralista. Poza tym w trakcie powstawania jest obecnie strona internetowa Fluent Ensemble. Tymczasem można nas znaleźć na myspace.com/fluentensemble

rozmowę przeprowadziła
ELIZA CELOCH

O sukcesie Najdłuższych Urodzin
i emocjach przed pierwszym
Świętem Muzyki

Wywiad z Marcinem Wojdatem
Dyrektorem Centrum Komunikacji Społecznej
Pełnomocnikiem Prezydenta m.st. Warszawy ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi
Przewodniczącym Kapituły Konkursowej w Konkursie na Najlepszą Warszawską Inicjatywę Pozarządową Roku 2010

Eliza Celoch: Czy Pan jako członek Kapituły Konkursowej mógłby się wypowiedzieć na temat werdyktu Konkursu na Najlepszą Inicjatywę Pozarządową Roku 2010? Co Pan myśli o Najdłuższych Urodzinach?

Marcin Wojdat: Najdłuższe Urodziny - to było wydarzenie wyjątkowe między innymi w kontekście organizacyjnym. Do jego realizacji nie wykorzystano dużych środków finansowych i technicznych. Wyjątkowością tej inicjatywy była również spontaniczność. I właśnie to zostało uhonorowane przez Kapitułę Konkursu. Najdłuższe Urodziny wpisywały się spontanicznie w oficjalną politykę miasta w kontekście Roku Chopinowskiego. To było bardzo ważne - pokazanie, że Chopin był z Warszawy. A co ciekawe, wśród członków Kapituły nie było muzyków.
Wartości artystyczne w tej inicjatywie są oczywiste, ale podczas Najdłuższych Urodzin muzyka stała się także narzędziem, które służy budowaniu tożsamości miasta, społeczeństwa i budowaniu odpowiedzialności za miasto, w którym żyjemy. Mam wrażenie, że właśnie te aspekty przeważyły za takim wyborem Kapituły. Najdłuższe Urodziny przypomniały mieszkańcom Warszawy, że w ich mieście żył i tworzył artysta-kompozytor z najwyższej półki - najwyższej klasy. Frekwencja pokazała, że po prostu było warto. Wiele osób poczuło, że muzyka Chopina i Warszawa, w której żyjemy to jedno.
W konkursie było wiele nominowanych inicjatyw. Ale prawie jednogłośnie zdecydowaliśmy, by Grand Prix przyznać Stowarzyszeniu Mieszkańców Ulicy Smolnej za zorganizowanie Najdłuższych Urodzin.

E.C.: Co Pan myśli na temat idei Święta Muzyki i Kwartału Muzycznego?

M.W.: Dla mnie Święto Muzyki to inny sposób podejścia do przestrzeni miejskiej, jest to swego rodzaju Święto Miasta. Muzyka może być wyzwolicielem energii społecznej. Takie święto ma potencjał do tego, by ją wyzwolić, by ludzie odkryli tożsamość miejsc, ich historię, inaczej spojrzeli na miejską przestrzeń. Przy Najdłuższych Urodzinach to się sprawdziło. Święto Muzyki może zainspirować do zmian. Chciałbym, żeby ludzie w Warszawie czuli się dobrze. Oni to miasto wybrali. Kwartał Muzyczny byłby innym zagospodarowaniem fragmentu stolicy. Jeśli Święto Muzyki spodoba się mieszkańcom Warszawy, to ta przestrzeń w Śródmieściu będzie tętniła muzyką.

rozmowę przeprowadziła
ELIZA CELOCH